Nieznana historia Goleniowa z wątkiem łużyckim!
Historia Goleniowa wiąże się również z historią Łużyczan! Ciekawostką jest to, że za czasów niemieckich Goleniowa, kiedy nosił niemiecką nazwę Gollnow, w goleniowskim więzieniu, przebywał lub raczej odsiadywał wyrok za zdradę stanu łużycki patriota. Był to Arnošt Bart-Brězynčanski, współzałożyciel Domowiny (organizacji Łużyczan), który po I Wojnie Światowej brał udział w Konferencji Pokojowej w Wersalu pod Paryżem przy delegacji czeskiej.
Fot.Arnošt Bart-Brězynčanski
Podobnie jak nasz Ignacy Paderewski walczył o niepodległą Polskę, Bart agitował tam o utworzenie niepodległych Łużyc, za co po powrocie został uwięziony przez Niemców w Goleniowie. W tym czasie liczba Łużyczan wynosiła 250 000 osób, które posługiwały się dwoma językami łużyckimi (górno i dolnołużyckim). Szacowano, że drugie tyle Łużyczan jest zgermanizowanych. Więc nowo powstałe państwo łużyckie miało mieć obszar 10 000km2 i 900 000 obywateli, w tym 500 000 Łużyczan i 400 000 rodowitych Niemców. Niestety Niemcy nie podzielali prawa Łużyczan do własnego państwa, a granice Państwa Polskiego utworzonego po I Wojnie Światowej były dość daleko oddalone w tym czasie od etnicznych Łużyc. Bart oddany był sprawie niepodległych Łużyc świadczą o tym zamieszczone dwa wycinki prasowe z tamtego okresu.
Fot. Wycinki prasowe
Oczywiście temat powrócił jeszcze raz po II Wojnie Światowej i po 1990 roku niestety liczebność 100 000 a obecnie 60 000 i nadal zmniejsza się nie pomogło w utworzeniu niepodległych Łużyc. Obecnie do pochodzenia górnołużyckiego przyznaje się 40 000, a dolnołużyckiego 20 000osób. Język łużycki (górnołużycki) najlepiej utrzymuje się w Katolickiej części Górnych Łużyc, gdzie istnieje około 10 miejscowości, w których nie słychać języka niemieckiego. Przykładem jest miejscowość Wotrow, którą odwiedziłem. Spędziłem tam trzy dni i każdego dnia nie mogłem nadziwić się. Czułem się w jak w prawdziwym niepodległym państwie łużyckim wymarzonym przez Barta. Warto te miejscowości odwiedzić przy okazji świąt Wielkanocnych lub majowych, kiedy wioski ożywiają się. Wielkanoc wiąże się z jeźdźcami wielkanocnymi (kŕižerjo), gdy tak jak w Polsce odbywają się procesje, ale z tą różnicą, że na pięknie przystrojonych koniach jadą jeźdźcy we frakach i cylindrach uzbrojeni w sztandary i śpiewający po górnołużycku pieśni kościelne. Takich jeźdźców może być nawet 300, co jest widowiskowe. Podobny przebieg mają święta majowe, kiedy to młodzi chłopcy najpierw stawiają majowe drzewko ustrojone w banty i flagę Łużyc, którego pilnują przed złośliwościami, czyli zniszczeniem drzewka. W dzień świąteczny żonaci mężczyźni rozbierają drzewko, a znajdujące się w jej górnej części mniejsze drzewko z flagą łużycką stanowi punkt rywalizacji, wyścigu, gdzie pierwszy, który dobiegnie ma prawo wybrać sobie pannę do tańca i przewieźć przez wieś konno w stroju łużyckim przy adoracji całej wspólnoty łużyckiej. Oczywiście każdy wybiera swoją narzeczoną.
Podobne zwyczaje, lecz na mniejszą skalę odbywają się na Dolnych Łużycach. Tu trzeba wspomnieć, że język górnołużycki bliski jest językowi czeskiemu, a miejscowościw Lětonju k/Kubšicw której urodził się iBrězynce k/DelnjejeHórki, gdzie w 1956 rokuzmarł Arnošt Bart-Brězynčanski znajdują się niedaleko Budyšina/ Budziszyna/ Bautzen znajdują się na Górnych Łużycach w jego protestanckiej części. Z uwagi na to, że Bart walczył o niepodległe Łużyce (górne i dolne w jednym państwie)oraz nato, że Polakom bliższy jest język dolnołużycki występujący w ograniczonym stopniu na Dolnych Łużycach, choć w dużym skrócie, chcę zaproponować odwiedzenie również tej części Łużyc.Błóta, czyli po niemiecku Spreewald, to ciekawa alternatywa dla turystów z Polski na wakacje i wolne dni. Ta oddalona o około 250 km od Goleniowa kraina na Dolnych Łużycach jest ciekawym, bardzo czystym, gościnnym oraz dość niedrogim miejscem wycieczek i odpoczynku przez cały rok. Nazywana jest Wenecją Północy z uwagi na gęstość kanałów i rozlewisk Sprewy. Tu prawie do XX wieku jedynym sposobem poruszania się były łodzie lub w języku łużyckim: cołna.
W niedzielęi przy okazji innych świąt kościołach, (choć nie we wszystkich) można usłyszeć oprócz niemieckiego także język łużycki, czasem i na ulicy, ale to już rzadkość, ponieważ jedynie nieco ponad 20 proc. mieszkańców to Łużyczanie.Więc poza łużyckimi napisami trzeba mieć trochę szczęścia, żeby usłyszeć żywy język łużycki. Oczywiście są napisy, prasa, książki, radio, telewizja, szkoły i nabożeństwa w języku łużyckim to niestety jest to język zajmujący niszowe miejsce. Ważne i ciekawe jest to, że jest program „Witaj” i powrót Łużyczan do korzeni! W czasie imprez folklorystycznych oraz świąt można zobaczyć piękne stroje łużyckie stroje "drastwy” z czepcami zwanymi "lapa” noszone przez kobiety. Do Błot najlepiej wybrać się samochodem, potem na spływ po kanałach w zalesionej krainie, bogatej w stare łużyckie chaty, wzorowane na nich dacze oraz bogatej w śpiewające ptaki i zwierzęta żyjące na wolności (wydry, nutrie, wiewiórki, kaczki różnej maści i ryby) oraz przepiękną kwitnącą, szczególnie w maju roślinność. Podczas spływu można kupić pamiątki w sklepach- przystaniach znajdujących się na szlaku, gdzie przy pomocy starego dzwonka przywołuje się sprzedawcę. W sklepach na powietrzu można kupić różnego rodzaju bibeloty oraz specjalność regionu: błościański likier i ogórek. Można również zjeść kromkę łużyckiego chleba ze smalcem lub pasztetem, zagryzając błościańskim ogórkiem. Ogórek jest tu podstawowym produktem regionalnym, więc jest wiele odmian jego przetworzenia. W innych częściach Błot w czasie spływu można zwiedzić skansen drewnianych chat łużyckich z przełomu XVIII/XIX wieku.
Najlepiej dojechać tu autostradą po niemieckiej stronie. Gdy wybudowano sieć dróg w tym bagnistym rejonie, główny środek komunikacji, jakim były łodzie, nie zanikł, ale znalazł nowe zastosowanie w turystyce, jako spływ (łuż. cołnowanje) i stał się atrakcją dla mieszkańców oddalonego o 100 km Berlina i okolic.W Błotach atrakcją turystyczną, oprócz spływu łodziami, jest terma w Burgu/ Bórkowych z gorącą wodą wypływającą z głębi ziemi oraz błościańskie ogórki, miód, olej lniany i wiele innych regionalnych, bardzo smacznych produktów. Dolne Łużyce też maja swoich patriotów jedną z nich była redaktorka „BramborskiegoCasnika”, a obecnie „Nowego Casnika” Mina Witkojc.
Dla mnie Budziszyn, Katolickie Górne Łużyce jak i Błóta są miejscami wartymi odwiedzenia. Budziszyn przypomina nasz Kraków! Można tu tak samo jak na Katolickich Górnych Łużycach usłyszeć słowiański język górnołużycki. Natkniemy się na sklepy i restauracje prowadzone przez Łużyczan znających język łużycki z domu. Błóta/ Spreewald miejsce wypoczynku Berlińczyków, więc dlaczego nie Polaków przecież nie jesteśmy gorsi od Niemców. Języki łużyckie też nie stanowią wielkiej trudności dla Polaków, więc co najmniej tego dolnołużyckiego w podstawowej formie jesteśmy się w stanie nauczyć.
Warto też wybrać się na święta łużyckie. Oczywiście oprócz wcześniej wspomnianych warto wybrać się na „łapanie kogut”/ „łapanje kokota”, podczas którego można dobrze zjeść i usłyszeć żywy język łużycki.
Fot. "Łapanje kokota"/ "łapanie koguta" Dešno/ Deszno 2014
Warto też odwiedzić łużyckie muzea w Budziszynie/ Budyšinje, Chociebużu/ Chóśebuzu oraz Desznie/ Dešnje. Są tu również piękne kościoły, pałace i zamki. Tereny Goleniowa podobne są do Błót, /Spreewaldu, więc fajnie byłoby pewne wzorce łużyckie, marki „Spreewald”/ „Błóta” przenieść do Goleniowa. Nie chodzi tu tylko spływy łodziami łużyckimi, które mogłyby odbywać się po rzece Ina czy postawienie pomnika lub pamiątkowej tablicy ArnoštowiBartowi-Brězynčanskiemu, ale o całą infrastrukturę. Tak, więc pensjonaty, spa i hotele nad Iną (tak jak w Spreewaldzie/ Błótach) produkcja regionalnych cista, chleba, soków likierów i słabego wina owocowego i innych wyrobów, sprzedawanych podczas spływów i zwiedzania ziemi goleniowskiej i dzikiej przyrody. Oczywiście chroni się tutaj przyrodę, dlatego mimo 1000 000 turystów rocznie jest tu czysto i zobaczyć można wiele zwierząt w tym pławiące się w wodach wydry lub nutrie. Myślę, że warto, ponieważ wielu ludzi przy takiej pracy ma zatrudnienie i bogaci się. Dziwne jest to, że nie wykorzystujemy takich możliwości danych przez naturę. Cóż na Łużycach potrafią zadbać o turystę zapoznając go z historią ziemi, dbają nie tylko o ducha czy pamięć o przodkach, ale o jego żołądek i odpoczynek. Goleniowskie władze nie powinny ignorować małego narodu łużyckiego, ponieważ są tam osoby ważne dla polityki Niemiec. Jednym z nich jest Stanisław Tillich, premier Saksonii. Myślę, że taka współpraca przydałaby się Gminie i Miastu Goleniów.
Serdecznie pozdrawiam!/ Z hutšobnym postrowom!/ Z wutrobnym postrowom!
Tomasz Olgierd Major
Komentarze
Strona działa cały czas, może Pan trafił na prace serwerowe,lecz te nie są od nas zależne. Pozdrawiam
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.